Szkice z refrenów historii

Mateusz Węgrzyn
Szkice z refrenów historii
Szkice z refrenów historii
Szkice z refrenów historii

SZKICE Z REFRENÓW HISTORII

Do you speak English? – pyta przy wejściu pracownik warszawskiego muzeum na zasłyszane „okej”, być może wypowiedziane z nie dość polskim akcentem. I to już uruchamia gonitwę myśli odbiorcy: zabawić się, przyklepać to nieporozumienie i odpowiedzieć po angielsku? Dlaczego w ogóle wziął mnie za obcokrajowca? Czy tylko z przyzwyczajenia do kontaktu z międzynarodowymi gośćmi? Jakie zachowanie lub cechy fizyczne, oprócz samego języka, mogą być w potocznym rozumieniu wyznacznikami polskości? Dlaczego w ogóle wziąłem pod uwagę kontynuację nieporozumienia? Ostatecznie skończyło się na uczciwym „przyznaniu się” i uśmiechach. Błahy epizod dawno poszedłby w zapomnienie, gdyby po wyjściu z wystawy nie powrócił w myślach i nie okazał się jednym z kluczy interpretacyjnych. Sztuka nie funkcjonuje przecież w próżni znaczeniowej i kontekstowej.
   Pytanie pracownika muzeum o język spotęgowało refleksje dotyczące tożsamości, które narzucają obrazy Wilhelma Sasnala prezentowane na wystawie Taki pejzaż w POLIN. Emocjonalne, osobiste wypowiedzi malarskie skrywają skomplikowany czy wręcz ambiwalentny stosunek do ojczyzny – błogosławionej i zarazem przeklętej ojcowizny, spuścizny po ojcach. Każą myśleć także o wstydzie, poczuciu obcości, autoidentyfikacji, zaściankowości i kłamstwie spojrzenia oraz roli nowych pokoleń wobec pamięci historycznej. Nie dają łatwych odpowiedzi i utrudniają ocenę, a czasem nawet zmieniają się w uporczywe „pytania zadawane sobie”.
   Jak gruntownie opisać coś, co celowo wymyka się opisowi? Jak zinterpretować słowami sztukę, która z założenia zakłóca logocentryczny odbiór, bo jednym z jej głównych punktów jest przypominanie o kompromitacji europejskiej racjonalności i humanizmu? Sztukę, która szkicuje czasy pogardy – tej historycznej, wojennej, na której dowody patrzeć trochę bezpieczniej, i tej współczesnej, która potwierdza długie trwanie mechanizmów atawistycznej nienawiści i zemsty. Zaiste trudne to zadanie – ubrać w poprawne zdania coś, co poprawność historyczną, polityczną i społeczną podważa symbolicznym skrótem, ironicznym kolażem i komiksowym porównaniem. W tym wypadku akademickie hasełka o popbanalizmie jednak nie zdają egzaminu. A może ze względu na ładunek emocjonalny i zakaz wykonywania zdjęć niektórych prac,
najodpowiedniejszą reakcją byłby uliczny happening albo chociaż courtroom sketching – rysunek z wernisażu na wzór szkiców z rozprawy sądowej. Ale przecież rzecz dzieje się w poważnej, stołecznej instytucji kultury, a tematy i formy są mocno kontrowersyjne jak na wytyczne aktualnej polityki kulturalnej. 

   Retrospektywna wystawa prezentuje obrazy artysty z lat 1999–2021 i chyba pierwszy raz pozwala polskim odbiorcom spojrzeć na tę twórczość w odpowiednim stężeniu i kontekście. Ściany muzeum zostały oklejone srebrną folią, a odbiorcy wędrują tym błyszczącym, lustrzanym labiryntem z legendą w ręku – świetnie wydanym katalogiem z ołówkowymi reprodukcjami obrazów i przypisami.
   Jaki pejzaż? Swego rodzaju krajobraz po bitwie, po jednym z najgorszych okresów w historii tej części Europy. Najczęściej szarobury lub czarno-biały, widziany z jadącego pociągu relacji Kraków–Warszawa, okna zatrzymanego przy obozie samochodu albo podczas rowerowej wycieczki przez Majdanek, Sobibór i Bełżec. Rozmazany, zarysowany zaledwie kilkoma kreskami albo do bólu (oka) wyrazisty w zbliżeniu. Tereny rolnicze, pola, pagórki, łąki, zagony, ugory, drogi szutrowe, bocian wyłącznie z czarno-białym korpusem, bez śladu czerwonych nóg i dziobu, stosy kapusty, kapliczki i stodoły albo przetworzone wykresy przedstawiające masy ludzkie jako krople krwi na białym płótnie, mapy, ale także baraki, druty telegraficzne i kolczaste, miejsca, które pamiętają za wiele jak na dzisiejsze dobre samopoczucie narodowe… Przestrzenie w większości wyludnione, a raczej celowo pozbawione pewnej części ludności. Przekrój przez Polskę przedstawia na pierwszym planie bulwę
ziemniaka w kopcu i liście ponad ziemią, a w dali rozświetlony kościółek albo kapliczkę, czarne niebo przecinają tylko linie wysokiego napięcia albo białe smugi zostawione przez samoloty omijające to miejsce. To wszystko na pierwszy, nieuważny rzut oka jakby chciało udawać małą Toskanię czy Prowansję, jakby już prawie poddawało się sugestii dobrotliwego śpiewaka, ale przecież wciąż pozostaje tylko peryferiami. Dokładnie jak w piosence Andrzeja Szmidta, którą śpiewała Ewa Demarczyk, a której tytuł nadał wystawie Sasnala kurator Adam Szymczyk. Prowincja oprócz plebejskiego, bukolicznego uroku skrywa ciemną stronę – i nie jest to nawet jakaś silna ideologia podbudowana poczuciem wyższości, bombastyczną infrastrukturą, wynaturzoną filozofią czy kulturą, ale najczęściej po prostu pustka, nicość, splot nerwowy najniższych instynktów, które ujawniają się w momentach kryzysowych i grzebią humanistyczne wartości, takie jak solidarność, empatia, wolność i szacunek dla prawa.
   Wielki, zwielokrotniony Izrael nacierający z lewej na małą, czerwoną Polskę. Intensywność i groteskowość kolorów przypominających tanie lody pudełkowe dociera do odbiorcy dopiero przy bliskim kontakcie na żywo. Zaburzona proporcja piętnaście razy mniejszego państwa i nadwiślańskiego obwarzanka dobitnie uwypukla skalę lęków i uwewnętrznionej niechęci. Wiele się rozjaśnia, kiedy przypomni się, że obraz pochodzi z prywatnej kolekcji Andy Rottenberg i był namalowany w czasie prawicowej nagonki na dyrektorkę Zachęty po wystawieniu w Narodowej Galerii Sztuki rzeźby Maurizio Cattelana La nona ora, przedstawiającej papieża Jana Pawła II przygniecionego meteorytem.
   Sporą część ekspozycji stanowią też ponure, czarno-białe konterfekty znanych osobowości, które miały znaczący wpływ na historię Zagłady. Wystraszonym wzrokiem patrzy na nas młodzieniec żydowskiego pochodzenia, Herszel Grynszpan, który w listopadzie 1938 roku zabił w Paryżu niemieckiego ambasadora, Ernsta vom Ratha. Zamach dokonany przez Grynszpana był pretekstem do rozpoczęcia przez Niemców nocy kryształowej. Ponury portret wygląda, jakby był odmalowany z fotografii wykonanej przez francuską policję dzień po zamachu, ale wyraża jeszcze większy lęk i odarcie kozła ofiarnego z godności. Dostojnie patrzy też na nas nobliwy Alois Hudal, katolicki biskup, którego nawet wojna nie wyleczyła z nazizmu, bo tuż po niej ochoczo pomagał niemieckim zbrodniarzom w ucieczce do Ameryki Południowej. Mała sylwetka starszego, wysuszonego kapłana woła do nas: „Byłem tylko narzędziem, jestem niewinny, wykonywałem tylko rozkazy i narażałem życie, wyłącznie Bóg może mnie osądzić”… Nie dowierzamy tej obrzydliwej hipokryzji. Podobnie jak zafrasowanej twarzy katolickiego księdza Stanisława Trzeciaka, pozującego za biurkiem z książkami. Być może jedną z tych książek są Protokoły mędrców Syjonu, bo jako doktor teologii tłumaczył antysemityzm i swoje uwielbienie dla Hitlera oraz ONR pseudonaukowymi, historiozoficznymi teoriami spiskowymi.
   Inny czarno-biały portret to odrysowana postać z obrazu Na giełdzie Edgara Degasa, jak pisze sam Sasnal w katalogu – „najważniejszego dla niego malarza”. Portret przedstawia sylwetkę brodatego bankiera w cylindrze i małych okularach, przez niektórych interpretowany jest jako stereotypowe odzwierciedlenie paryskiej finansjery i przez to wiązany z późniejszą sprawą Dreyfusa, która podzieliła francuskie społeczeństwo i rozpaliła antysemickie nastroje. Z kolei szczegóły portretu Gabriela Narutowicza już ledwo wyłaniają się z szaro-czarnych pociągnięć pędzla – dosłownie jakby ktoś chciał wymazać pamięć o pierwszym prezydencie II RP zamordowanym w Zachęcie przez Eligiusza Niewiadomskiego, antysemitę związanego z endecją.
   Niedaleko tych konkretnych postaci wymienionych z imienia i nazwiska znajdujemy także ikoniczne dla polskiej kultury wizerunki: dumnych partyzantów w płaszczach, Polaka – pana, który na wielkiego, białego konia wsiadł pewnie z pleców chama, protekcjonalnie przedstawionego Murzynka Bambo z czytanką na tle dżungli, kopię figurki czarnego chłopca z internetowej aukcji – grubiutkiego, pociesznego i bez wyraźnych rysów twarzy. Odnajdujemy także portrety Arabów z kolejnymi numerami, którzy zostali odrysowani z arabskiej strony internetowej, a dopiero później rozpoznani przez artystę jako izraelscy żołnierze zaginieni podczas wojny z Libanem w 1982 roku. Zaiste historia lubi płatać figle i zakłócać zero-jedynkowe, czarno-białe postrzeganie, cały nasz wyuczony, europejski POV (point of view) – punkt, a może lepiej
sposób widzenia i jednoczesnego oceniania pewnych wizerunków, cały system wyświetlania w mózgu klisz kulturowych, zniekształconych przez
wiele lat propagandy i ksenofobicznych bzdur.
   Innym ważnym blokiem prac są szkice i obrazy wprost nawiązujące do obozów koncentracyjnych. Część z nich inspirowana jest filmem Shoah Claude’a Lanzmanna i skomplikowanymi, a czasem zawstydzającymi okolicznościami jego nagrywania w miejscach kaźni oraz komiksem Maus Arta Spiegelmana, który posługując się disneyowską estetyką, opowiedział graficznie historię swojego ojca uwięzionego w Auschwitz. Myszy i świnie na pryczach i w celach jako więźniowie i strażnicy obozu... Prace te nasuwają myśli o nieświadomym dziedziczeniu traumy i jej przepracowywaniu przez kolejne pokolenia, potomków ofiar i sprawców. W zestawieniu z resztą obrazów wręcz krzyczą i przypominają, że banalizowanie historycznych zbrodni i niepamięć zawsze prowadzą do powtórki z historii, tylko w groteskowej formie, uruchamiają błędne koło na pół świadomego uczestnictwa w przemyśle nienawiści.
   A mimo śladów historycznej powinności wyczuwa się w tej sztuce niezwykle osobiste emocje i dziwne, niemal masochistyczne przywiązanie do mrocznego dziedzictwa. To właśnie w tej emocji najbliżej Sasnalowi do Tadeusza Borowskiego, którego opowiadania posłużyły jako inspiracja dla kilku obrazów. Borowski próbował „wyrazić niemożliwe”. Sam dobrze poznał obozowe życie i śmierć, najpierw w Pawiaku, a potem w Auschwitz i Dachau. Katastrofizm, ascetyczne środki, zimny, niemal dokumentalny opis okrucieństwa, brak moralizatorstwa, ironia, a czasem gorycz, niewiara w oczyszczającą siłę antycznego dziedzictwa humanizmu i demokracji, kontrast powagi śmierci i niskich instynktów, odmalowywanie „szarej codzienności fabryk śmierci” – to wszystko łączy Borowskiego i Sasnala. Być może tylko taka oszczędna forma może w jakiś sposób oddać zbrodnie logiki, a nie namiętności, cały umotywowany filozoficznie i fachowo zorganizowany system eksterminacji. Sasnal pokazuje, że to nie zamierzchła przeszłość, nad którą wypada już tylko zapłakać i pomilczeć – to wciąż aktualne ostrzeżenie, groźba powrotu zła, o czym przypominają rysunki nawiązujące do palenia komiksów w latach 60. w Ameryce oraz obrazy z Tuol Sleng, muzeum ludobójstwa lat 70. w Kambodży.
   Mimo pamięci zbrodni i poczucia wyobcowania, mimo wszystkich negatywnych emocji, żalu i bezradności wobec powracającej nienawiści, artysta nie rezygnuje z twórczości, próbuje wyrazić banalność zła, uporczywie wraca do czasów dzieciństwa, snuje futurologiczne wizje przyszłości rodzinnych Mościć bez wcześniejszej Zagłady, szuka możliwości wyspy, ale potem znów wraca z krainy utopii do jądra ciemności. Borowski tak pisał o „ziemi rozstrzelanych”, „muzo-traumie”, czyli ojczyźnie, której duchy kazały mu wrócić z powojennej emigracji w Monachium:

„Czym jesteś? Ugór czy ruina,
najuporczywsza z moich muz!
Czemuż mi ciągle wypominasz
spalony mur, zatęchły gruz? 

Czym jesteś? Oto walczę z tobą
i krzyk twój duszę, i wołanie,
i idę tam ku wspólnym grobom
do ciebie, ziemio rozstrzelanych”.

Sasnal jednak nie powtarza za Borowskim: „ani wiersz, ani proza / tylko kawał powroza”, nawet mimo nawiązania do samobójczej pętli na gałęzi w jednym z przetworzonych obrazów. Zdaje sobie sprawę z własnego uprzywilejowania, a może właśnie dlatego nie ucieka od trudnych tematów. Niestrudzenie tworzy, odtwarza, poszukuje nowych form w malarstwie, rysunku i filmie, zanurzanie się w ciemne rejony polskiej tożsamości pewnie kosztuje go trochę zdrowia psychicznego, ale odbiorcom daje nadzieję, że nawet światowy mainstream nie ulegnie wyparciu i obojętności.

Mateusz Węgrzyn


Wilhelm Sasnal. Taki pejzaż
kurator: Adam Szymczyk
Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN
Warszawa, 17.06.2021 – 10.01.2022

© Copyright 2014