Pamięć to skomplikowana sprawa

Marek S. Bochniarz

Holenderski dziennikarz Pieter van Os trafił do Polski, ponieważ jego
żona pracuje w dyplomacji i została wysłana na placówkę do Warszawy.
Kolega z redakcji poradził mu, aby na przekór utrwalonej ikonografii
napisał książkę Polska w kolorze, bo Holendrzy wyobrażają sobie ten kraj
w czerni i bieli – tak jak w Idzie Pawła Pawlikowskiego. Przez pierwszy
rok pobytu za granicą van Os zajmował się więc „zabawnymi historiami”.
Jedna z nich dotyczyła Wilamowic – małego miasteczka na południu
kraju, którego część ludności mówi po holendersku. Inna była o wsi
Nieciecz, której klub piłkarski Termalica gra w ekstraklasie, choć liczba
ludności wsi to około siedmiuset mieszkańców; kolejna – o odnowie
życia żydowskiego, tych bliżej nieznanych ludzi, którzy wyemigrowali
z Izraela do Polski. Dziennikarz czuł jednak, że trochę oszukuje samego
siebie i czytelników, bo Polska nie jest przecież wcale zabawnym miejscem.
Zdawał sobie sprawę, jak bardzo mroczna, traumatyczna przeszłość do
dziś oddziałuje na jej mieszkańców – i potrzebuje tematu odzwierciedlającego
specyfikę tego miejsca.
„Chciałem napisać książkę o polskiej historii. Zastanawiałem się
jednak, po co miałbym ją pisać. Nie umiem przecież czytać po polsku.
A jest wielu bardzo dobrych historyków, którzy pisali o tym kraju – poczynając
od Normana Daviesa do Briana Porter-Szűcsa. Postawiłem sobie
więc pytanie: dlaczego ja miałbym to robić? Jestem tylko dziennikarzem,
a nie historykiem czy akademikiem, który pracuje na uczelni. Uznałem,
że znajdę historię osobistą, aby z jej pomocą opowiedzieć historię Polski.
W innym przypadku nikt nie przeczytałby mojej książki. Bo kogo obchodziłoby,
gdybym napisał pracę o historii Polski XX wieku? Szukałem
więc i znalazłem wiele ciekawych historii prywatnych. Chciałem jednak
tę najlepszą” – tłumaczy.
Podczas poszukiwań przypadkiem spotkał Amira Swaba, gdy ten grał
na fortepianie w ambasadzie, w której pracowała żona van Osa. „Poznałem
go już wcześniej, w Holandii. Nie wiedziałem, że jest holenderskim
Żydem. Gdy rozmawialiśmy o Warszawie, spytałem, czy już tu kiedyś
był. Przyznał, że tak, bo szuka grobu swojej prababki na żydowskim
cmentarzu w Warszawie i dotąd nie udało mu się jeszcze go odnaleźć.
Zaproponowałem więc, abyśmy poszli tam następnego dnia. Opowiedział
mi wtedy historię swojej babci, która jest absolutnie niesamowita. Od
razu wiedziałem, że to mój temat – że to »moja kobieta«” – wspomina
dziennikarz.
Babka Amira Swaba, Mala Rywka Kizel, córka Ester Doby Saper
i Sendera Icchaka Kizela, mieszkała wówczas w Amsterdamie. Jej opowieść
o przetrwaniu – jak pisze van Os – powiodła go przez historię Europy
Środkowej XX wieku. Mala przyszła na świat w Warszawie w chasydzkiej
rodzinie jako szósta z ósemki rodzeństwa. Jej rodzice pochodzili z małych,
ortodoksyjnych sztetli, lecz w stolicy nie udawało im się całkowicie
odseparować od świeckiego życia. Mala trafiła do szkoły, która stanowiła
idealistyczny, wielokulturowy projekt i została założona w ubogiej dzielnicy
żydowskiej ze spadku po filantropie Leopoldzie Méyecie. Istniały
w niej oddzielne klasy dla dzieci żydowskich i katolickich. Mala została
zapisana tam dość późno, dlatego trafiła do klasy katolickiej. Dzięki
temu doskonale przyswoiła język polski i zdobyła wystarczającą wiedzę
o katolicyzmie, która pozwoliła jej na przetrwanie II wojny światowej.
W tym czasie kilkukrotnie zmieniała tożsamość, podając się za nie-Żydówkę,
w czym pomagały jej także jasne włosy i niebiesko-zielone oczy.
Udało jej się uciec z getta i trafiła na południowy wschód okupowanego
kraju. Tam zdecydowała dobrowolnie zgłosić się do pracy przymusowej
w Niemczech. Zmieniała imię i nazwisko – najpierw podawała
się za Polkę Janinę Gmitruk, a potem za folksdojczkę Anni Gmitruk,
mówiąc, że jej matka Niemka nosiła nazwisko Wassermann. Gdy przebywała
w junkierskim folwarku w Wolmirstedt, jeden z pracowników
podsłuchał, jak w czasie snu mówiła w jidysz i ją zadenuncjował. Trafiła
do Arbeitserziehungslager w Magdeburgu, którego władze uwierzyły
jednak, że jest folksdojczką albo Auslandsdeutsche. W czasie, gdy alianci
Otto i Emma Möllerowie, naziści, u których Mala mieszkała w Zerbst pod koniec wojny, w latach 1944–1945
bombardowali niemieckie miasta, Malą zaopiekowała się... nazistowska
rodzina z Zerbst, Otto i Emma Möllerowie, u których doczekała końca
wojny. Jej świadectwo to opowieść pełna paradoksów.

© Copyright 2014