"Mówię do Ciebie: Ty, Boże". Wielowątkowa (nie)religijność Janusza Korczaka

Paweł Fijałkowski

Zaskakujący ateista
Na kilka dni przed Rosz ha-Szana (żydowskim Nowym Rokiem) [tj. przed 22września 1941 rokiem – P.F.] odwiedził mnie Janusz Korczak. Chciał, żebym mu
pomógł zorganizować w Domu Sierot nabożeństwa […]. Osłupiałem. Każdy wiedział, jak daleki od obrzędów religijnych był Korczak. Doktor zauważył
moje zdumienie i nie czekając na pytania, powiedział: „W naszych szczególnych czasach odprawianie nabożeństw w Domu Sierot uważam za konieczne. Modlitwa
w tak tragicznych chwilach, jakie przeżywamy obecnie, może podnieść na duchu […]”. Podczas nabożeństwa Doktor stał w rogu sali, tyłem do pierwszych rzędów
krzeseł, z polskim modlitewnikiem w rękach […]. Miał na sobie stary szary płaszcz, wojskowe buty i jedwabną jarmułkę na głowie. Pogrążony był głęboko w modlitwie […]. Doktor Korczak prosił mnie, żebym wygłosił kazanie – naukę dla dzieci, ale odmówiłem. Zrobił to więc sam: raz na Nowy Rok i drugi raz na Jom Kipur (Sądny Dzień).
Autor tych wspomnień, nauczyciel gimnazjalny Michał Zylberberg był jednym z wielu mieszkańców warszawskiego getta zaskoczonych zmianą stosunku Janusza
Korczaka do religii i praktyk religijnych, jego zaangażowaniem w ich organizowanie oraz aktywnym uczestnictwem w nich. Przez większą część życia Korczak był bowiem
człowiekiem nieidentyfikującym się z żadnym wyznaniem, stroniącym od praktyk religijnych. Jednocześnie jego stosunek do religii i światopogląd były bardzo złożone,
toteż zarówno współcześni, jak i potomni postrzegali go w bardzo różny sposób. Jedni widzieli w nim ateistę, inni agnostyka, jeszcze inni panteistę i mistyka.

Szczególnie wiele uwagi poświęcili temu problemowi duchowni rzymskokatoliccy. Ksiądz Jan Niewęgłowski uważa, że Korczak „zdobywał wiarę drogą poszukiwań
i refleksji”, osiągnął w ten sposób „dojrzałość religijną”, w związku z czym „poglądy oskarżające go o ateizm wydają się bardziej niż krzywdzące”4. Na portalu internetowym zawierającym teksty biskupa łowickiego Józefa Zawitkowskiego, który posługiwał się pseudonimem „ksiądz Tymoteusz”, przeczytałem przed laty, że Korczak „był wychowany bezbożnie, ale był człowiekiem wielkiej wiary”. Natomiast ksiądz Andrzej Gretkowski twierdzi, że „istnieją argumenty przemawiające za jego żywą wiarą w Boga, religijnością, modlitwą i zasadami etycznymi wynikającymi z moralności Kościoła”. Przywoławszy dla przykładu te wypowiedzi,
podejmę próbę ukazania, jak formował się i zmieniał światopogląd lekarza, wychowawcy i pisarza Henryka Goldszmita, znanego nam wszystkim jako Janusz Korczak
lub Stary Doktor.


Dziecięce smutki i młodzieńcza wiara

Adwokat Józef Goldszmit, formalnie wyznawca judaizmu, a w praktyce człowiek indyferentny religijnie, starał się zapewnić synowi jak najrozleglejszą wiedzę o otaczającym go świecie chrześcijańskim. Wiemy, że spacerując razem po mieście, wchodzili do kościołów, oglądali bożonarodzeniowe szopki i jasełka6. Można zaryzykować twierdzenie, że młody Henryk Goldszmit wiedział znacznie więcej o katolicyzmie niż o judaizmie. U schyłku życia twierdził, że nie wyniósł z domu żadnych tradycji wyznaniowych, określał się jako „odcięty od pnia wyznania mojżeszowego”. Wprawdzie w dzieciństwie musiał stykać się z żydowskimi praktykami religijnymi za sprawą mieszkającej z jego rodzicami babki ze strony matki, Emilii Gębickiej, która cieszyła się opinią osoby bardzo pobożnej. Możemy się jednak domyślać, że Goldszmitowie spychali na margines życia rodzinnego wszystko to, co żydowskie. Wychowywali syna w kulturze polskiej, w duchu bezwyznaniowej otwartości na chrześcijaństwo. Tymczasem otoczenie co jakiś czas przypominało Henrykowi o żydowskim pochodzeniu. Doświadczał wówczas, w jak nieprzyjemny sposób mogą przejawiać się podziały narodowe i religijne.  (...)

© Copyright 2014