Miejsca bolesne, miejsca serdeczne - monodramy na tematy żydowskie

Tomasz Miłkowski

Krystyna Janda w monodramie Zapiski z wygnania
mówi słowami Sabiny Baral. Stoi w głębi sceny
oświetlonej wątłym światłem, za półprzezroczystym
ekranem jak w jakiejś rzeczywistości nierealnej,
odległej niczym mroczne wspomnienie. Stoi
przy mikrofonie. Jej powiększona i wyświetlana
na ekranie za pośrednictwem kamery twarz wyraża
straszliwe zmęczenie.

Wspomina dzieje rodziny, dni poniżenia, upokarzający wyjazd z ojczyzny. Po lewej stronie siedzą muzycy z zespołu Janusza Bogackiego,
nadający ton tej opowieści sojuszniczymi motywami. Wśród nich są fragmenty pamiętnych piosenek do słów Wisławy Szymborskiej,
Agnieszki Osieckiej, Wojciecha Młynarskiego, które łamiącym się głosem śpiewa artystka. Dwukrotnie sięga apogeum artyzmu, kiedy śpiewa
fragment Mein jidische Mame i piosenkę o zaplombowanych wagonach Szymborskiej. W monologu Jandy pojawiają się fragmenty innych wierszy,
w tym z wielką siłą przywoływane słowa poematu Juliana Tuwima My, Żydzi polscy. Słucha się tego i ogląda ze ściśniętym sercem.
Przedstawienie nosi paradokumentalny charakter. Jego podstawą są przeżycia-wspomnienia Sabiny Baral, emigrantki marcowej, Polki
żydowskiego pochodzenia, która jako studentka musiała opuścić rodzinny Wrocław. Pozbawiona ojczyzny, wyposażona w dokument podróży,
stała się z dnia na dzień bezpaństwowcem i wraz z rodzicami tułała się po świecie w poszukiwaniu nowej przystani. A przecież ojczyzny się nie wybiera – powiada Baral – Ojczyznę się ma z racji miejsca urodzenia. Jej wspomnienia przepojone są żalem, niewygasłym bólem upokorzenia,
wyzucia, odtrącenia, poniżenia.
Przedstawienie zaledwie dotyka tła tych wydarzeń, nie wnika w szczegóły zakulisowych kalkulacji politycznych. Na rozpiętym na całą szerokość
półprzezroczystym ekranie można zobaczyć zapisy dokumentalne z wydarzeń marcowych, tak zwany aktyw robotniczy w akcji przeciw
studentom, można wysłuchać fragmentów przemówień Władysława Gomułki i Mieczysława Moczara, którzy wypraszają obywateli pochodzenia
żydowskiego z Polski, gorzkie wspomnienia przymuszonych do emigracji, a na koniec, niczym złowieszczą przestrogę, sekwencje zdjęć
z Marszu Niepodległości w Warszawie z jego nacjonalistyczną, bliską faszyzmowi wymową.
Przesłanie tego spektaklu Teatru Polonia (reż. Magda Umer, 2018) nikogo nie pozostawia obojętnym. Zasługuje na wielki szacunek wysiłek
artystów, którzy przecież w niepublicznym teatrze zdecydowali się na spektakl tak jaskrawo niekomercyjny, mający na widoku jedynie
przecieranie drogi do odkupienia straszliwej winy, jaką pozostaje hańba marcowa. To jeden z najwybitniejszych monodramów o tematyce żydowskiej spośród tych, które znalazły się na polskich scenach po II wojnie światowej.
Zaczęło się od Benia Krzyka. W Studenckim Teatrze Satyryków 27 marca 1961 roku miała miejsce premiera monodramu Wojciecha
Siemiona Zdrada według opowiadań odeskich i Armii konnej Izaaka Babla (przekład Jerzego Pomianowskiego, reż. Jerzy Markuszewski).
Siemionowi udało się wprowadzić „trefnego” cenzuralnie Babla na afisz, zanim władze zgodziły się na oficjalny druk jego utworów, wciąż wówczas
zakazanych w ZSRR. Dzięki temu monodramowi polska publiczność mogła po raz pierwszy spotkać się z fascynującą prozą tego autora.
Widowisko podzielił Markuszewski na dwie części – w pierwszej, rewolucyjnej, znalazło się pięć opowiadań z Armii konnej, w drugiej,
obyczajowej, dwa opowiadania odeskie, Król i Tak to robiono w Odessie. W części rewolucyjnej Siemion występował w czarnym, przyciasnym
ubraniu i w czerwonych skarpetkach na tle parawanów Andrzeja Strumiłły, które ilustrowały sens poszczególnych opowiadań (np. parawan
z pięcioramienną gwiazdą służył za tło Śmierci Dołguszowa), w części odeskiej w meloniku, smokingu i podkoszulku, w niebieskich skarpetkach
na tle kurtyny ze złotą koroną. Było jeszcze i krzesło. To krzesło było ważne, bo w opowiadaniu Król opowiadacz posłużył się nim, siadając
na krawędzi, aby snuć opowieść niczym na zapiecku o wielkim Beniu Krzyku z lekką stylizacją na szmonces, bo pokazywał środowisko
żydowskich gangsterów z Odessy. To jeden z ulubionych, a zarazem mistrzowsko opracowanych monologów Siemiona, który mówił do końca
życia, zawsze przywołując mroczną, ale ponętną atmosferę miasta w pajęczynie mafijnych zależności i skrywanych namiętności, oraz snując
rzecz z lekkim rozmarzeniem i zabłąkaną w oczach ironią.
Obecność motywów żydowskich w polskim teatrze jednego aktora sięga więc narodzin współczesnego monodramu, czyli Wieży malowanej
Wojciecha Siemiona (1959, STS). Po latach Siemion stał się także promotorem (też niegranego ze względu na zapis cenzury) monodramu
Antoniego Słonimskiego Jak to było naprawdę (1972), monologu adresowanego przez bohatera do autora – zapewne znajomego z sąsiedztwa,
szanowanego ze względu na umiejętności słuchania i pisania. W ten sposób autor uwiarygadniał autentyczność relacji opowiadacza.

(...)

© Copyright 2014