Ocalałe z kraju "tam"

Joanna Budzik
Budowa centrum Pamięci Hannah Senesz, 1950, Izrael.
Naharija, Senesz Street

Mówiąc wprost, w tym kraju istniały dwie rasy ludzi. Jedna rasa to ci, którzy uważali się za bogów. To oni mieli honor i przywilej urodzenia się w Deganii albo w dzielnicy Borochow w Giwatim. (…) Możemy niewątpliwie powiedzieć, że istniała rasa gorsza. Ludzie, których uważaliśmy za gorszych, mieli jakąś niedoskonałość, jakiś garb, a byli to ludzie, którzy przybyli po wojnie. W szkole uczono mnie, że najbrzydszą, najbardziej godną pogardy rzeczą nie jest wygnanie, ale Żyd, który stamtąd przybywa. Ten dość jednoznaczny obraz podziału społeczeństwa kształtującego się w początkach funkcjonowania państwa Izrael przedstawiła urodzona tam pisarka, Jehudit Handel, której słowa cytuje Tom Segev w swojej pracy poświęconej ocalałym w rzeczywistości Izraela. Od momentu zakończenia II wojny światowej, aż do procesu Adolfa Eichmana w roku 1961, temat Zagłady najczęściej pozostawał w Izraelu pokryty konsekwentnym milczeniem. Nie było to jednak milczenie neutralne, od pierwszych chwil po zakończeniu wojny towarzyszyły mu brak współczucia, pogarda, a wielokrotnie również oskarżenia ze strony sabrów oraz Żydów przybyłych do Izraela przed wojną.
Początkowo myślałem, że to zwierzęta; Ludzkie ruiny; Wielka społeczność żebraków; Bezczeszczą honor Izraela2 – pisali w raportach wysłani zaraz po wojnie do Europy emisariusze jiszuwu cytowani przez Toma Segeva. Ich zadaniem było sprowadzenie do Palestyny, a później Izraela, ocalałych – szaczególnie młodych mężczyzn, zdolnych
do walki na froncie i pracy przy budowie nowego państwa. Taka retoryka, jaką prezentowali w przytoczonych raportach, zgodna była z syjonistyczno-socjalistycznymi ideałami, stanowiącymi fundament izraelskiego modelu społeczeństwa. Te z kolei były skrajnym przeciwieństwem cech reprezentowanych przez Żydów przybyłych z Europy,
którzy na początku lat 50. stanowili już połowę ludności Izraela.

W ten sposób zaczęło kształtować się społeczeństwo o ściśle dychotomicznej strukturze: silny, odważny, „nowy Izraelczyk” – żołnierz, a w opozycji do niego – wracający z wygnania, słaby, jeden z „baranów idących na rzeź”, które to sformułowanie na stałe zagościło w izraelskim dyskursie o Szoa. Nowa ojczyzna, Erec Israel – z drugiej strony – kraj „tam”. „Nowy Żyd” nie chcący słuchać, pomimo że Żyd z wygnania niejednokrotnie pragnie mówić. Jednak model państwa ukształtowany przez ideologię syjonistyczną narzucał sposób podejścia do historii narodu określany przez Idith Zertal jako „selektywna amnezja”3: państwo sabrów pomijało w narracji historycznej czas
prześladowań, pogromów i wreszcie sam okres Zagłady - elementy niewpasowujące się w etos syjonistyczny. To nieuchronnie musiało prowadzić do marginalizacji i wykluczenia ofiar Szoa, które swoją obecnością wśród izraelskiego społeczeństwa nie tylko przypominały o niedostatecznych zdaniem wielu staraniach jiszuwu o uratowanie od Zagłady jak największej liczby Żydów, ale też poddawały pod wątpliwość realność socjalistyczno-syjonistycznej wizji nowego, jednolitego społeczeństwa.

Jednym z najbardziej przejmujących i dobitnych obrazów tej dychotomii, nadającej kształt powojennej strukturze społecznej Izraela, jest ten ukazany w podniesionym wówczas do rangi narodowej homilii wierszu Achoti al ha-hof ( hebr. אחותי על החוף Moja siostra na brzegu) Icchaka Sadego – założyciela legendarnego Palmachu, elitarnej formacji wchodzącej w skład Hagany. Oto izraelski żołnierz spotyka na brzegu morza młodą kobietę, ocalałą, właśnie przybyłą z Europy. Ciemność. Na mokrym piasku stoi przede mną moja siostra. Brudna, wynędzniała i z potarganymi włosami. Jej stopy są bose, głowa – opuszczona. Stoi i szlocha, a ja wiem, że na piersi ma tatuaż „tylko dla
oficerów”. (...) 

Jagoda Budzik

 

© Copyright 2014