Żyjąc Korczakiem

Od blisko 50 lat przyjeżdżają nad jezioro Grzybno koło Ośna Lubuskiego. Zakładają obóz leśny Korczakowo.  Od czerwca do sierpnia spędzają tu wakacje pielęgnując wartości przekazane przez Janusza Korczaka.

To była moja szkoła życia – wspomina Tadeusz S. Lisiecki z Poznania, uczestnik pierwszych obozów. – Miałem dużo szczęścia, bo w Technikum Mechanicznym w Zielonej Górze, którego byłem uczniem, spotkałem charyzmatycznego polonistę Jerzego Zgodzińskiego. Za jego sprawą ja, zbuntowany nastolatek, trafiłem do Korczakowa. Uczyłem się odpowiedzialności za siebie, współpracy w grupie, podstaw demokracji, o których czytałem w Królu Maciusiu I, który rozczarowany światem dorosłych stworzył dziecięcy sejm. Obozy w Korczakowie bardzo się nam podobały, były alternatywą wobec narzucanej przez ówczesną władzę oficjalnej wersji wychowania i patriotyzmu. W Korczakowie nauczyłem się wiary w samego siebie, a wartościom tam przestrzeganym staram się być wierny przez całe życie.

Jerzy Zgodziński urodził się w Brzeźnie koło Czarnkowa1. Tam ukończył liceum, a studia polonistyczne na UAM w Poznaniu. Od 1969 roku pracuje w Zielonej Górze, zakłada drużynę harcerską Korczakowcy, a w kolejnym roku leśną bazę pod Ośnem Lubuskim. W młodych przyjeżdżających tu ludziach, odkrywał talenty, pomagał rozwijać pasje. Jego metody zawsze uwzględniały aktywność artystyczną. W szkole w młodzieży o zainteresowaniach technicznych starał się rozbudzać pasje humanistyczne. Warsztaty teatralne i fotograficzne miały pomóc dostrzec w otaczającym świecie wartości, na które stawiał w swej pracy pedagogicznej Janusz Korczak.

W Korczakowie wkrótce stanął pierwszy pomnik Janusza Korczaka w Polsce. Od pierwszych lat wydawano gazetkę „Przegląd” redagowaną przez uczestników obozu, nawiązując do tradycji „Małego Przeglądu”. Codziennie obradował „obozowy sejmik”, na którym podsumowywano dzień, planowano kolejny, rozwiązywano problemy. Żyli Korczakiem, ale bez nachalnej propagandy. Jerzy Zgodziński tak kierował uczestnikami kolejnych turnusów, by mieli poczucie, że wszystko od nich zależy i za wszystko są odpowiedzialni. Jego wychowankowie wspominają: był wolny od nacjonalizmu, ksenofobii, wierzył, że człowiek jest dobry, i w każdym odkrywał artystyczne pasje i wartości. To, co robiliśmy w Korczakowie, lokowało nas na obrzeżach ówczesnej polityki Partii.

To niezwykłe miejsce – mówi Batia Gilad, która od czterech lat przylatuje z Izraela, by pobyć w Korczakowie i „naładować akumulatory” na kolejny rok. Gilad pochodzi w Wrocławia, z rodzicami (pochodzącymi ze Lwowa) wyemigrowała z Polski. Mieszka w Wiosce Róż w Zachodniej Galilei, dwadzieścia kilometrów od Nahariji. Jest przewodniczącą federacji skupiającej stowarzyszenia korczakowskie działające na świecie. A jest ich wiele – opowiada – w Europie, Ameryce a nawet w Afryce. Każda z nich jest samodzielna, federacja to tylko wymiana doświadczeń i platforma spotkań Korczakowców. Stary Doktor wciąż fascynuje – dodaje – jego życie, tak tragicznie przerwane, wciąż inspiruje, a jego metody pedagogiczne znajdują nowych naśladowców. Za swoją działalność została w Polsce wyróżniona Orderem Uśmiechu. To moja nagroda Nobla – żartuje – z której jestem bardzo dumna. Do Korczakowa przyjechała z małą grupką dzieci z Izraela, w której była jej wnuczka. W tym roku prowadziła „salon z Korczakiem”. Salon to w czasie niepogody namiot, a gdy pogoda sprzyjała, spotkania na trawie i wśród drzew. W tym roku czytała z młodzieżą książkę o Irenie Sendlerowej, a każdą chwilę lektury kończyła rozmową z uczestnikami salonu. 
Obóz  nad jeziorem Grzybno zakładany jest w czerwcu i zamykany w sierpniu. Jego uczestnicy mieszkają w dużych namiotach, 
 w których są rozkładane łóżka i podstawowy sprzęt. W przyczepach kempingowych działa obozowe biuro, redakcja gazety i radiowęzeł. Przyczep jest więcej, bo do Korczakowa przyjeżdżają weterani, by pobyć chociaż przez kilka dni w atmosferze, w której przed laty dorastali (są skupieni w Kole Przyjaciół Korczakowa). Posiłki je się tu wspólnie w dużym namiocie (stołówce). Początkowo uczestnikami obozów była młodzież z regionu zielonogórskiego. Teraz do Korczakowa przyjeżdża młodzież z całej Polski. Dlaczego? Tu jest inaczej – mówią – bliżej natury, człowieka i ideałów Korczaka. Liczy się samodzielność – programu nie przygotowuje dla nich biuro turystyczne. To prawda, że instruktorzy czuwają, głównie nad ich bezpieczeństwem, ale za program (organizują m.in. Dzień Patrona) przygotowanie posiłków, porządek i panującą atmosferę są sami odpowiedzialni (korczakowska idea równych praw i obowiązków). I tak od blisko 50 lat. W duchu wartości Starego Doktora.

 

 

© Copyright 2014