Wracaj skąd przyszedłeś

Kamil Cajmer

Sztuka Przemysława Pilarskiego pod tytułem Wracaj opowiada o powrotach radomskich Żydów do swoich domów tuż po II wojnie światowej. Jest inspirowana książką Łukasza Krzyżanowskiego zatytułowaną Dom, którego nie było. Powroty ocalałych do powojennego miasta, z której to Pilarski zaczerpnął cytat i sugestywnie umieścił go jako motto na samym początku swojego utworu. Autor rezygnuje jednak z całego wachlarza postholokaustowych narracji. Tym samym roztacza opowieść o skomplikowanych i do dzisiaj nieprzepracowanych relacjach polsko-żydowskich, jednocześnie nie opowiadając o nich.

Już samo zestawienie bohaterów nie jest charakterystyczne dla takich historii. Polska rodzina składająca się z kulawej Matki, nierozgarniętego Syna, tajemniczej Córki oraz Leśnych Dziadków, rewolucjoniści Esterka i Gombrowicz, a do tego jeszcze Bobby Kleks, którego Pilarski opisuje jako chłopaka z gitarą – połączenie Boba Dylana, Maryli Rodowicz i Kurta Cobaina. Wśród wszechobecnej gry słów, przaśnych żartów wypadających z ust Leśnych Dziadków oraz zdań powtarzanych jak mantra przez bohaterów jest jednak miejsce dla niedopowiedzenia. Objawia się ono jako wymowne milczenie – na temat Zagłady, polskiego w niej udziału, na temat osób, które były i nagle zniknęły. A jeśli niektóre z nich pojawiły się ponownie, najczęściej nie miały już do czego wracać.

Utwór Pilarskiego został wzięty na warsztat przez uznaną reżyserkę teatralną Annę Augustynowicz. Spektakl Wracaj jest koprodukcją Teatru Powszechnego w Łodzi i Teatru Współczesnego w Szczecinie. Augustynowicz osadza akcję przedstawienia w bliżej nieokreślonym czasie, a nawet przestrzeni. O ile u Pilarskiego wiemy, że opowieść dotyczy Radomia, o tyle u Augustynowicz nie zostaje nam to przekazane wprost. Wiemy tylko, że akcja dzieje się w jakimś domu, o czym świadczą dialogi, a także surowa scenografia składająca się z ograniczonych do minimum przedmiotów domowych: krzesła, łóżka, wanny, prostokąta wytyczonego białą taśmą na deskach sceny, prawdopodobnie określającego granice pomieszczenia.

Spektakl rozpoczyna się dziwną rozmową, a w zasadzie urywanymi zdaniami wypowiadanymi przez Matkę, Syna, Córkę oraz Esterkę i Gombrowicza, którzy w wizji reżyserki zostają scaleni z Leśnymi Dziadkami. Wylewające się słowa można uznać za typowe dla codzienności polskich domów: „ręce umyj, ręce trzeba myć” (Matka), „kartofle najlepsze z masłem” (Syn), „nie rób przykrości mamusi” (Córka), „gdzie jest sprawiedliwość?” (Matka). Dopełniają to puste zdania Esterki i Gombrowicza stworzone na wzór polskich powiedzeń („na wieś się chodziło, komu to przeszkadzało”, „darz bór”, „omasta i basta”, „w marcu jak w garncu, a w Polsce jak kto chce”), a także powracający do widzów refren piosenki z lat 80. Words F.R. Davida, wyśpiewywany właśnie przez Esterkę i Gombrowicza. 

(...)

© Copyright 2014