Nie masz czasu tego słuchać. Z Ivanem Orlenko rozmawia Marek S. Bochniarz

27 stycznia 2020 roku, w ramach obchodów Międzynarodowego Dnia
Pamięci o Ofiarach Holokaustu w Poznaniu, Stowarzyszenie Miasteczko
Poznań zaprosiło mieszkańców miasta do spotkania się przed budynkiem
dawnej synagogi przy ulicy Stawnej i zapalenia świateł. Potem w Domu
Bretanii odbył się otwarty pokaz filmu Ivana Orlenki W naszej synagodze.
To bardzo rzadki przykład współczesnego kina w języku jidysz,
a zarazem dowód na to, jak w kulturze ukraińskiej temat żydowski zaczął
na nowo funkcjonować – po latach wypierania go i tracenia pamięci
o multietnicznej historii kraju.
W naszej synagodze jest krótkometrażową, czarno-białą adaptacją
nieukończonego opowiadania Franza Kafki. Główny bohater to dociekliwy
chłopiec, który jest zaintrygowany dziwnym stworzeniem mieszkającym
od pokoleń w synagodze. A jednak niewielka społeczność przyzwyczaiła
się do zwierzęcia – choć czasem, gdy wszyscy zbiorą się w budynku,
przestraszone kobiety krzyczą na jego widok na galerii. Prowadząc
„śledztwo”, chłopiec nie dostrzega zmian zachodzących wokół niego.
Rozmawia z rabinem o naturze stworzenia, gdy są prowadzeni przez
niemieckich żołnierzy do ciężarówki i wywożeni z miasteczka. Rabin
zaczyna mu opowiadać o próbie pozbycia się zwierzęcia przez dziadka
dozorcy synagogi. Gdy naziści ustawiają ich pod ścianą, a chłopiec pyta,
co było dalej, starzec mówi: „Nie mam czasu opowiedzieć ci, co stało się
potem, a ty nie masz czasu tego słuchać”.

Marek S. Bochniarz: Dlaczego zdecydowałeś się na adaptację nieukończonego
opowiadania Kafki?

Ivan Orlenko: Siedziałem w prozie Kafki przez długi czas. Przeczytałem
dosłownie wszystko to, co napisał. W pewnym momencie
natrafiłem na duże, jednotomowe wydanie jego dzienników, listów
i nieopublikowanych tekstów. I wszystko zaskoczyło: pomyślałem,
że mógłbym zająć się jego nieukończonym opowiadaniem W naszej
synagodze – zrobić na jego podstawie film. Ten pomysł przyszedł
do mnie nagle. Zrozumiałem, dlaczego jest ono nieukończone
– i w jaki sposób umieścić je w kontekście doświadczeń Żydów
podczas II wojny światowej.
W jaki sposób udało Ci się zdobyć fundusze na realizację tego niezależnego,
artystycznego filmu
?

Najpierw zdobyłem niewielki grant z Charites Aid Foundation,
co pozwoliło mi na rozwinięcie tego projektu. Gdy scenariusz był
gotowy, ubiegałem się o finansowanie ukraińskiej rządowej agencji
filmowej. Złożyliśmy wtedy wniosek na określony budżet, ale
w latach 2014–2015 wartość hrywny spadała trzykrotnie – więc gdy
otrzymaliśmy środki, stanowiły one już tylko jedną trzecią tego, co
sobie zaplanowaliśmy. Nie wystarczyłyby ich nawet na samą produkcję.
Znaleźliśmy jednak koproducenta we Francji, który zdobył
niewielkie środki w Strasburgu. Pokrywały koszty produkcji, ale
trudno było zrealizować film w tak ciasnych ramach.
Na postprodukcję zdobyłem już prywatne finansowanie. Z pomocą
mecenatu od Alex Rovt Foundation byłem w stanie zmontować
film, zrealizować dźwięk i oryginalną muzykę. Obecnie Rovt
mieszka w Nowym Jorku, ale pochodzi z obwodu zakarpackiego,
czyli tej części Ukrainy, gdzie realizowaliśmy zdjęcia. Gdy pokazałem
mu nakręcony materiał, zgodził się nam pomóc.
Dlaczego zdecydowałeś się nakręcić film w okręgu zakarpackim?
To był szczęśliwy traf, a jednak wszystko pasowało do opowiadania
Kafki, który opisuje niewielką społeczność żydowską mieszkającą
w górach. Ja szukałem jednak przede wszystkim synagogi,
która od tamtych czasów pozostała nietknięta, to znaczy nie została
zmodernizowana, a zarazem nie wygląda na opuszczoną. Dokładnie
taką znalazłem w niewielkim mieście Chust. W tym miasteczku
społeczność – tak jak w opowiadaniu – również stopniowo
się wyludnia.

Opowiedz o obsadzie i kwestiach związanych z posługiwaniem się
przez aktorów językiem jidysz.

Casting był długim procesem, a przy tym równie pełnym przypadków.
Chłopca do głównej roli spotkałem w Mukaczewie nieopodal
Chusta, szukając miejsc do pozostałych planów filmowych.
Poznałem jego ojca i opowiadając o planowanym filmie, dowiedziałem
się, że są Żydami. Dawid jednak nie znał jidysz. Trudno
było zresztą znaleźć osoby, które posługiwałyby tym językiem –
szczególnie młode – i byłyby jeszcze skłonne wziąć udział w filmie.
Współcześni użytkownicy języka jidysz w USA i na Ukrainie to
rodziny chasydów, które nie oglądają nawet telewizji. Co prawda
znalazłem w Kijowie kilku chłopców znających jidysz, ale ich bardzo
religijni rodzice nie chcieli wyrazić zgody, aby dzieci wystąpiły
w filmie.
Budżet nie pozwalał mi też na ściągnięcie wielu osób z Kijowa
do okręgu zakarpackiego. Znalazłem jednak świetnego tłumacza
i pisarza posługującego się jidysz – Michaela Felsenbauma, który
przełożył wszystkie dialogi i uczył resztę osób grających w filmie
odpowiedniej wymowy. Zagrał też zresztą rolę rabina. Miałem
jeszcze jednego starszego aktora znającego jidysz.

(...)

© Copyright 2014