Oczyścić Poznań z syjonistów
Kampania antysyjonistyczna rozpętana 50 lat temu dotknęła także społeczność żydowską mieszkającą w wielkopolsce. w powszechnym odbiorze Poznaniaków marzec ‘68 kojarzy się jednak tylko z rewoltą studentów i buntem młodego pokolenia. Z tego być może powodu w opisie wydarzeń pomija się żydowskich mieszkańców i bagatelizuje antysemicki kontekst. Przywołując z nazwiska znane marcowe postaci: pisarzy, uczonych, artystów, zapomina się, że z paszportami w jedną stronę dołączyli do nich anonimowi emigranci z Poznania, Kalisza, Lwówka czy Grodziska Wielkopolskiego.
Antysyjonistyczny marsz zaczął się już w 1967 roku, po „agresji” – jak wtedy pisano – Izraela na kraje arabskie. Służba Bezpieczeństwa w Poznaniu zintensyfikowała wtenczas swoje działania – obserwowano osoby, o których wiedziano, że są pochodzenia lub narodowości żydowskiej, uaktywniono tajnych współpracowników, chętnie wykorzystywano donosy. W marcu 1968 roku, już w sposób niezawoalowany, rozpoczęto kampanię antysyjonistyczną/antysemicką. Zwalniano ze stanowisk, często pozbawiano pracy. Rozpoczęły się wyjazdy wielkopolskich Żydów, których najwięcej mieszkało w Poznaniu i Kaliszu (według statystyk oficjalnych było to blisko 200 osób powyżej 18 lat). Zagrożeni poczuli się nawet ci, którzy od znajomych z Izraela otrzymywali listy lub paczki. Ich także prześwietlały służby, badając pochodzenie i ewentualną współpracę o „charakterze dywersyjnym lub szpiegowskim” z izraelskim agresorem. Kampania była sterowana przez partię i rząd. Trafiła jednak na podatny grunt antysemickich uprzedzeń i stereotypów. Ważny w niej udział mieli propagandyści i dziennikarze, także poznańscy. Rozpoczęła się erozja resztek żydowskiego życia nad Wartą, do głosu znów doszedł – tak żywy w międzywojennych nurtach nacjonalistycznych i endeckich – język nienawiści i pogardy. Po wojnie odżył na początku lat 50., doprowadzając do wyjazdu z Polski (także z Poznania i innych wielkopolskich miast) około 30 tysięcy Żydów. W 1968 przemówił ze zdwojoną siłą. Teraz, po pięćdziesięciu latach od marcowych wydarzeń, powraca w nowych dekoracjach w dyskursie politycznym, na łamach gazet i w postach internetowych.
W sojuszu z Gomułką
Pierwsze wyrazy poparcia dla marcowego przemówienia Gomułki popłynęły od władz partyjnych Poznania. Komitet Wojewódzki PZPR zorganizował 16 marca wiec, na którym I sekretarz KW Jan Szydlak, powtarzając tezy o obcej inspiracji, mówił: „Zambrowscy, Staszewscy, Werflowie – wszyscy inni im podobni – nie wahali się, w imię swych brudnych interesów, pchnąć grupę młodzieży warszawskiej przeciwko własnemu krajowi”. Zapewniał: „Nie pozwolimy, by za parawanem zawołania o rzekomym antysemityzmie chowali się ludzie, szkodzący Polsce i naszej socjalistycznej sprawie, w imię międzynarodowego syjonizmu”. Do tego repertuaru propagandowego dorzucił w przemówieniu jeszcze „sojusz imperializmu zachodnioniemieckiego z imperializmem izraelskim”. Zaatakował Kisielewskiego, Jasienicę i Słonimskiego, ideologów antysocjalistycznej opozycji,
którzy po ujawnieniu ich działalności „wyciągają straszak antysemityzmu, próbując kneblować usta uczciwym patriotom”. Przypominając „agresję Izraela na kraje arabskie”, przekonywał uczestników wiecu, iż działalność syjonistów w Polsce polega na wspieraniu agresji Izraela i obu imperializmów: zachodnioniemieckiego i izraelskiego. Wiec poprzedziło gorączkowe przygotowywanie transparentów i tablic, na których pojawiły się hasła: „Syjoniści do Dajana”, „Neohitlerowcy
i syjoniści precz z naszego kraju”, „Oczyścić partię z syjonistów”.
By dotrzeć do jak największej liczby mieszkańców Poznania i regionu z tezami o syjonistycznych wrogach na usługach „żydowskiej burżuazji nacjonalistycznej”, KW PZPR wydał ulotkę. Nie wnosiła niczego nowego, w istocie była jedynie przedrukiem artykułu, który ukazał się w „Trybunie Ludu”. Jedną z tez w niej formułowanych było oskarżenie syjonistów o hamowanie procesów asymilacyjnych, które władza mocno zaczęła wspierać pod koniec lat 40., ograniczając zarazem niezależność partii i organizacji żydowskich w Polsce. Była w tym sprzeczność, bo jednocześnie Żydzi byli bardziej groźni, gdy zaczynali się polonizować. W sumie w regionie zorganizowano 3347 masówek, które zgromadziły 283 tysięcy ludzi. W 26 wiecach uczestniczyło ponad 17 tysięcy osób. Na studencki protest zareagował 4 kwietnia Senat Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza. Na swoim posiedzeniu przyjął rezolucję popierającą kierunek obrany przez Gomułkę, potępił w niej m.in. wrogą działalność „światowego ruchu syjonistycznego, a szczególnie jego ekspozyturę w naszym kraju”.
„Żyd zawsze pozostanie Żydem”
Reakcje załóg poznańskich zakładów pracy były do siebie podobne. W raportach przeczytamy, że np. robotnicy „Cegielskiego” z uznaniem przyjęli przemówienie Gomułki, pytając dlaczego dopiero teraz demaskuje się ludzi szkodzących Polsce. Pracownicy „Stomilu” twierdzili, że bierność KC PZPR była spowodowana zbyt liczną i silną grupą syjonistów w strukturach partii. Jeżeli miano wątpliwości, to takie, jak w „Cegielskim”, gdzie mówiono, że Gomułka na próżno walczy z Żydami, bo zajęli oni zbyt dużo kluczowych stanowisk i trudno się będzie z nimi rozprawić. Grożono – twierdzili informatorzy – że jak Żydzi nie zostaną usunięci, to klasa robotnicza nie poprze partii. Załoga Chodzieskich Zakładów Porcelany i Porcelitu zażądała w uchwale usunięcia z partii elementów syjonistycznych i usunięcia z zajmowanych stanowisk Romana Zambrowskiego, Janusza Zarzyckiego i Stefana Staszewskiego. W „Stomilu” mówiło się, że ostatnia podwyżka cen mięsa to żydowska sprawka. Szukając syjonistów, pracownicy Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Geodezyjnego wskazywali na Bolesława Wańskiego vel Wanke, członka PZPR. W związku z proizraelskim stanowiskiem został on co prawda odwołany w 1967 roku ze stanowiska dyrektora Wojewódzkiego Biura Projektów, lecz nadal pełnił – ich zdaniem zbyt wysoką – funkcję zastępcy dyrektora w tym zakładzie. W Fabryce Łożysk Tocznych pracownikom zaczął przeszkadzać Leopold Sokołowski, zajmujący zanadto eksponowane stanowisko w dziale planowania i normowania oraz pełniący funkcję II sekretarza KZ PZPR. Informatorzy donosili, że Sokołowski nie ukrywa swych kontaktów z osobami z Izraela i według sprawdzonych źródeł w styczniu 1968 roku otrzymał od nich zapomogę w dolarach. Tajny współpracownik raportował także o Srebrniku, dyrektorze Zjednoczenia Przemysłu Gumowego. Nie miał on wykształcenia – pisał TW – często wyjeżdżał za granicę, gdzie mógł przekazywać informacje na temat produkcji w zakładach ZPG. W tej sytuacji – komentował – na stanowiska dyrektorskie należy powoływać tylko osoby narodowości polskiej. Rozumiał to dobrze inżynier Witold Krauscher, wicedyrektor Kaliskich Zakładów Sprzętu Radiowego. Od chwili konfliktu na Bliskim Wschodzie – oświadczył – czuje się jeszcze bardziej wyobcowany w środowisku polskim. Dlatego złożył podanie o wyjazd do Izraela.
Tajni współpracownicy infiltrowali także inne środowiska. W przypadku poznańskich dziennikarzy odnotowywali ich obawy dotyczące realizacji zapowiadanej przez Gomułkę emigracji z Polski „żydowskich nacjonalistów”. Jeżeli się tego nie załatwi szybko – mówili dziennikarze – to Żydzi „znów podniosą głowę”. Podczas inwigilowania duchownych zanotowano, że referent z kurii, ksiądz Walkowiak, w rozmowie z kanclerzem, księdzem Jabłońskim, nie godził się z zaproponowanym przez Gomułkę podziałem Żydów na dobrych i złych, bo przecież „Żyd zawsze pozostanie Żydem”. Wspominał też o „Dziadach”, sugerując prowokację żydowską, bo przecież zgodę na wystawienie spektaklu musiało dać Ministerstwo Kultury, a tam „na każdym piętrze siedzi po kilku Żydów”. Biskup pomocniczy gnieźnieński Lucjan Bernacki miał powiedzieć, że „Żydzi to mafia, która rządzi światem, a ponieważ Żydzi rządzą Polską, to nie będzie spokoju”. W jego opinii ostatnie zajścia zostały ukartowane przez syjonistów. Przedstawiciele niektórych zakonów uznali przemówienie Gomułki za rzeczowe. W podobnym duchu wypowiadał się emerytowany docent z Wyższej Szkoły Rolniczej, nazywany działaczem endeckim, botanik Marian Nowiński. Udział osób narodowości żydowskiej w rządzie kompromituje naród polski – miał twierdzić w rozmowach. Ci ludzie nie gwarantują rozwoju Polski, bo każdy Żyd reprezentuje interesy Izraela, a wysokie stanowiska wykorzystuje do działalności szpiegowskiej i dywersyjnej. Docenta niepokoiły postulaty ukarania niektórych milicjantów (w związku z zajściami studenckimi), bo znajdując społeczne poparcie odwracały uwagę od sprawy wyeliminowania z życia publicznego osób narodowości żydowskiej – takich, jak Eugeniusz Szyr, Stefan Jędrychowski, Marian Spychalski i Mieczysław Lesz. Wicepremiera Szyra dotyczy także notatka TW odnosząca się do środowiska nauczycielskiego z dzielnicy Wilda. Jego zdaniem nauczyciele mieli negatywnie ocenić przyjazd Szyra na Międzynarodowe Targi Poznańskie, wyrażano wręcz współczucie, że towarzyszyć mu musiał I sekretarz KW PZPR Jan Szydlak.
W meldunkach operacyjnych odnotowywano, że osoby ze środowiska dawnej poznańskiej endecji z zadowoleniem przyjęły antysyjonistyczny kurs Gomułki. Pewien adwokat – czytamy – podpowiadał, że gdyby poznańskim demonstracjom nadać odpowiedni profil, to wtedy studenci krzyczeliby „Żydzi do Izraela”. Tymczasem mamy do czynienia z konfliktem studenci – Milicja Obywatelska, a to spycha rozwiązywanie problemu syjonistycznego na dalszy plan – martwił się adwokat. Inny adwokat, członek organizacji „Ojczyzna”, miał mówić: „To, co się dzieje, jest wynikiem tolerowania Żydów. Żydzi dyktują swoją politykę innym państwom”. TW „Franciszek”, pisząc o sytuacji w Wyższej Szkole Muzycznej, meldował, że jej rektor Stefan Stuligrosz zwołał zebranie studentów, na którym kategorycznie zabronił im udziału w jakichkolwiek wiecach. Zapowiedział też wyciągnięcie konsekwencji wobec tych, którzy nie zastosują się do jego poleceń. Z innej notatki wynika, że wielu studentów Wyższej Szkoły Muzycznej było niezadowolonych, że „sprawę protestu miesza się z zagadnieniem syjonizmu”. Nie wierzyli też w propagandową tezę, że demonstracje w Warszawie sprowokowały „elementy syjonistyczne”.
Zła atmosfera
W raportach dotyczących wypowiedzi osób narodowości żydowskiej notowano, że ich zdaniem niepotrzebnie rozdmuchiwano kwestię syjonizmu i że robiono to celowo. Pracownik Rejonowej Przychodni Lekarskiej, narodowości żydowskiej, argumentował: przecież Michnik czy Zambrowski nie mają realnego wpływu na politykę rządu
i partii. Przytaczano wypowiedzi Mieczysława Kohna, który wskazywał na niebezpieczeństwo, jakie niesie kampania antysyjonistyczna, w każdej chwili mogąca przerodzić się w kampanię antysemicką. W Polsce jest na to podatny grunt – twierdził Kohn, ostrzegając, że to, co się dzieje, to dopiero „początek”. Kaliscy Żydzi obawiali się o siebie, atmosfera była zła, a to, co się działo, jednoznacznie określali jako „zryw nienawiści” wobec nich. Maria Dyczkowska „wypowiadała się wrogo”, a w obarczaniu winą Żydów dostrzegała antysemityzm. (...)